Jeśli ktoś z Was się wspina, to zna pojęcia „dolna asekuracja” i „lot”. Dla tych, którzy nie wiedzą o co kaman, jest to kontrolowane/niekontrolowane odpadniecie od skały/ścianki zabezpieczone przy pomocy sprzętu wspinaczkowego (liny, ekspresów) oraz asekuranta. Dla jednych ekscytujące, dla innych – przerażające, dla innych normalne, dla innych – bolesne. A czasem – wszystko po trochu…
Tak więc ćwiczyłam loty. I mogło pójść lepiej, bo nastąpiło bliskie spotkanie ze ścianą. Zabolało. Ale stwierdziłam, że chyba nie jest aż tak źle. Po pół godzinie zmieniłam zdanie i postanowiłam odwiedzić ostry dyżur. W piątek około północy. Potem nastąpił dość emocjonujący czas oczekiwania i początek gry pt. SOR. Okazałam się całkiem dobrą zawodniczką, bo zachowałam życia i przeszłam wszystkie poziomy w 1h 20min.
Wyszłam w jednym bucie i kartką w ręku potwierdzającą, że Ty, Fit, to masz jednak mocne kości. Stawy też niczego sobie. Tak wyjątkowo rozpoczęty wieczór nie mógł się skończyć inaczej niż polegiwaniem na kanapie z obandażowaną nogą i oglądaniem walk KSW. Każdy moment jest dobry, żeby poszerzyć swoje horyzonty.
A potem nastąpiły fascynujące dni… Czas jakby zwolnił. A nie – to ja zwolniłam. Każdy krok, a nie było ich wiele, był jak pierwszy. Rzecz by można, że przechodziłam kurs uważności w praktyce. Nagle okazało się, że mieszkanie jest bardzo duże, a wycieczka do sklepu to cała wyprawa, na którą trzeba się przygotować.
W trosce o swoje zdrowie musiałam odpoczywać i dbać o swój stan psychofizyczny, m.in. leżąc i oglądając „Przyjaciół”. Tak wyrafinowana czynność wymagała odpowiedniego stroju – świetnie sprawdziło się najmodniejsze w tym sezonie połączenie pidżamy ze swetrem. A do tego wyrafinowane dodatki – ciepłe skarpetki. Towarzyszyła temu odpowiednia dieta – najpierw czyszczenie zapasów, a potem nieśmiała próba wyjścia do świata i zjedzenie czegoś na (niedalekim) mieście – w rzeczonym stroju wzbogaconym o buty trekkingowi.
I powiem Wam świat na zewnątrz jest… głośny. I wszędzie jest daleko. W domu jest ciepło i spokojnie, i przyjemnie. Można wreszcie przysiąść do tego, co od tygodni powinno być zrobione. Można się połączyć skajpowo ze swoja masterminową grupą. Można parę rzeczy wymyśleć, zaplanować, zapisać i zrobić. Można mieć zachcianki na zaskakujące smaki. Można odpoczywać. Można czytać. Można nic nie robić. Można prosić o pomoc. Bezkarnie. Bo po to Cię wyautowano w życiu, żebyś się czegoś nauczył/a. I czasem się zatrzymał/a…
Jeśli kupujesz voucher/vouchery dla kogoś wpisz poniżej dane tej osoby i opcjonalną dedykację. Jeśli kupujesz dla siebie pozostaw poniższe pola puste i dodaj voucher/vouchery do koszyka.
3 odpowiedzi
Takie dni w rytmie slow bardzo pomagają na stan psychofizyczny, zwłaszcza, jeśli nie masz ich za dużo na co dzień. Ja bardzo je sobie cenię 🙂 Powrotu do zdrowia!
Masz rację! Jak ja wtedy psychicznie odpoczęłam – normalnie wakacje w tym obszarze!:) Dziękuję!
To nie sytuacja zewnętrzna, ale nasze własne myśli nas ograniczają.
Dlatego, dopiero jak coś się wydarzy, coś na co nie mamy wpływu, to zaczynamy patrzeć na nasze życie z zupełnie innej strony. Tylko dlatego, że nie znamy tej perspektywy.
I czasem nas ona przeraża, bo lęk przed nieznanym jest ogromny, ale nie ma czego się bać, wszystko co nowe jest przerażające:) Uszy do góry:)))